Trzeba przyznać, że New Orleans Hornets nie wstrzelili się w najlepszy moment z meczem przeciwko 16-krotnym Mistrzom NBA. Los Angeles Lakers to drużyna, którą można śmiało nazwać największym rozczarowaniem tego sezonu. Aktualnie jednak są w 2-meczowej serii zwycięstw po tym jak pokonali będąc underdogiem (przy Lakers to śmiesznie brzmi) drużyny z Utah i Oklahoma City.
W drużynie z żółtej części Los Angeles widać już małą poprawę. Grają bardziej zespołowo, widać, że w drużynie przybyło trochę chemii, której do tej pory nie było zupełnie. Inaczej gra również Kobe Bryant, dzięki któremu właśnie „Jeziorowcy” zawdzięczają ostatnie wygrane.
Los Angeles Lakers legitymują się bilansem 19-25 i zajmują 10. miejsce na Zachodzie. New Orleans Hornets jest 14. ekipą w Konferencji z bilansem 15-29, który wciąż się poprawia. Mecz odbędzie się w Staples Center, która to hala od zawsze uznawana była jako jedna z najtrudniejszych do zdobycia, tak jednak nie jest w sezonie 12/13. Lakers przegrali 10 z 24 odbytych tam spotkań. Hornets natomiast na wyjazdach spisują się lepiej niż u siebie w domu.
Co jest kluczem do zwycięstw Lakers? Może dziwnie to zabrzmi, ale to, że Kobe Bryant po prostu mało rzuca. Gdzieś kilka tygodni temu wyczytałem, że Black Mamba gdy rzuca w meczu 20+ razy to Lakers zdecydowaną większość tych spotkań przegrywają. Możliwe, że sam Kobe przeczytał to i doszedł do wniosku, że trzeba coś zmienić. W dwóch ostatnich meczach otarł się o triple-double (w każdym meczu brakowało mu tylko jednej zbiórki), ale miał również w każdym z tych spotkań po 14 asyst, co jest tylko o jedną asystę od jego career-high z 2002 roku. Kobe trafiał w tych meczach odpowiednio 7-10 i 8-12 z gry. Jest różnica? Zdecydowanie tak, więc może po prostu niech obrona z Nowego Orleanu pozwoli mu trochę porzucać przez co zapomni o swoim podawaniu i wejdzie w swój stary, dobry(?) rytm.
Pass-first Kobe Bryant i rzucający Steve Nash. Na tych dwóch zawodników „Szerszenie” mają wydaje mi się dobrą odpowiedź. Greivis Vasquez i Eric Gordon mają przede wszystkim w nogach zdecydowanie mniej przebiegniętych kilometrów (ale czy mniej operacji, Mr.Gordon?) i są po prostu szybsi i młodsi. Wiadomo nie od dziś, że Vasquez ma spore problemy z mniejszymi rozgrywającymi i takim jest Steve Nash – tutaj jest jednak jedna różnica, że Steve nie biega już tak jak 10 lat temu. Eric Gordon za to powinien stać się potworem, zwierzakiem który będzie wstanie stawić czoła Kobe Bryantowi. Przed nami więc – nie boję się tego stwierdzenia – pojedynek aktualnie najlepszego rzucającego obrońcy w lidze i kogoś kto o te miano będzie wkrótce mocno walczył. Zmiana warty?
Ważne będzie również wytrącenie z rytmu Dwighta Howarda, który w tym roku po prostu nie jest sobą. Po operacji pleców i przejściu do Los Angeles z Orlando jest zupełnie innym zawodnikiem. Nie jest już tak szybki, silny, zwinny i nie dominuje tak bardzo nad swoimi rywalami. Po prostu stał się jednym z wielu. Przydałby się jakiś techniczny, coś rzucić pod nosem w jego stronę. Tak, wiem to nie przypomina sportowego zachowania, ale to w jego przypadku pomaga.
Ławka w tym spotkaniu będzie bardzo ważna. Jeżeli Ryan Anderson i Jason Smith wejdą w mecz tak samo jak w ostatnim spotkaniu z Memphis Grizzlies gdzie przesądzili o zwycięstwie to jestem naprawdę spokojny o to, że drużyna Monty’ego Williamsa może tutaj powalczyć o kolejną wygraną.
Hornets muszą walczyć o każdą piłkę na tablicach, to jest klucz do sukcesu. Nie tracić głupio piłek, grać konsekwentnie pick’n’rolle (do tej pory widzę wciąż niekrytego Davisa…) i po prostu trafiać. Nie bać się, to tylko Lakers, 10. drużyna na Zachodzie.
Jeżeli „Szerszenie” będą kontynuować swoją dobrą obronę tak jak to robili m.in. w ostatnim meczu z Grizzlies to Hornets mogą się pokusić o drugie zwycięstwo z rzędu. Prawda jest taka, że przy dyspozycji „Jeziorowców” w obecnym sezonie w tym spotkaniu nie ma zdecydowanego faworyta.