Kolejny mecz, kolejna szansa na przerwanie fatalnej serii, jeśli chce się uniknąć miana najgorszej drużyny w NBA. Tej nocy nie będzie niestety łatwiej, a dużo trudniej. Hornets mają do dyspozycji tylko ośmiu graczy.
Nie zagrają: Jack, Smith, Landry, Gordon, Kaman (kostka) i raczej na pewno nie zagra Okafor (kolano). Dwójka ostatnich jest questionable, więc niedługo zapadnie decyzja. Lista robi się coraz dłuższa, niedługo Monty Williams może mieć problemy, aby zebrać chociaż piątkę zawodników. Nazwiska kilku dostępnych graczy nie powalają jednak na kolana, gdyż są to zawodnicy na poziomie D-Leauge i są w składzie jako tzw. zapchajdziury. Co prawda Donald Sloan nie miał okazji do wykazania się na dłuższą metę, a Lance Thomas świetnie zbiera na atakowanej tablicy, ale te nazwiska na nikim nie zrobią wrażenia i niestety, nie mamy do czynienia z talentem, który może wystrzelić (patrz Jeremy ‚Yellow Mamba’ Lin).
Utah gra ten mecz, jako koniec back-to-back. Wczorajszej nocy wygrali dziesięcioma punktami z Memphis, a świetną partie rozegrał Gordon Hayward, którego jednak nie powinniśmy się obawiać tej nocy, gdyż na przeciw niego zagra Ariza (jedyny matchup, który Hornets mogą wygrać). Gorzej będzie ze strefą podkoszową. Gustavo Ayon, Lance Thomas i od biedy Al-Farouq Aminu vs. Al Jefferson, Paul Millsap, Derrick Favors, Enes Kanter. To może być rzeźnia i pokaźny blowout. Devin Harris powinien stworzyć ciekawy pojedynek z Wenezuelczykiem i módlmy się też o to, aby swój rzutowy dzień miał Belinelli.
To już drugie spotkanie tych drużyn w tym sezonie. Pierwszy mecz Utah wygrało 94-90 po emocjonującej końcówce. Od tamtego spotkania odsetek zwycięstw Nowego Orleanu spadł poniżej 0.500 i raczej w tym sezonie się nie podniesie…
Monty desygnuje do gry prawdopodobnie taki skład: Vasquez-Belinelli-Ariza-Aminu-Ayon. Z ławki dostępni będą Henry, Sloan i Thomas. Jestem strasznie ciekawy jak wyjdzie to w praniu. Tankowanie na całego…