Złamane serca

New Orleans Pelicans wygrali z Houston Rockets. To mogła być przełomowa wygrana w tym sezonie. Wszystko wreszcie zaczęło się układać i wszystko wskazywało na to, że ten zespół nie zostanie rzucony na pożarcie w decydującej fazie. Udało się wygrać aż 7 z 8 ostatnich spotkań. Pelicans zaczęli być drużyną.

I wtedy stało się to. DeMarcus Cousins przeżywa najlepszy okres w swojej karierze. Gra z sercem, gra na pełnym zaangażowaniu, walczy o każdą piłkę, daje wsparcie w obronie i można na nim polegać w każdym momencie spotkania. To pierwszy raz, kiedy miał zespół i szansę na wejście do Playoffs. To pierwszy raz, kiedy jego organizacja nie zwalnia trenerów, nie robi głupich wymian i daje mu nadzieję, że wreszcie gra na boisku ma jakiś sens.

Cousins chciał przypieczętować zwycięstwo nad Rockets walcząc o zbiórkę w ataku po nietrafionym rzucie wolnym. Poszedł agresywnie za piłką i źle naskoczył na stopę. To był koniec. Wielu pisało, że to kostka, że obicie – nie. To wyglądało od początku jak cholerny Achilles.

Widać było, że DeMarcus też to wie. Chciał wstać i dalej pomagać chłopakom, ale po prostu nie potrafił. Na jego twarzy wymalowane było zdewastowanie i totalny szok. Położył się na parkiecie i wiedzieliśmy, że to oznacza koniec naszych marzeń o wspaniałym sezonie.

 

I wiecie co? Mam w dupie co ludzie o nim mówią – burak, boiskowy cham, przereklamowany. Rozgrywał świetny sezon, a ostatnie tygodnie były dla niego przełomowe. Wreszcie „to” poczuł. Cousins od początku swojej kariery ma rzucane kłody pod nogi, a mimo to zaszedł tak daleko. Jest sercem tej drużyny i nie wyobrażam sobie dla niego innego miejsca, niż Nowy Orlean.

Mam nadzieję, że wróci silniejszy. Mam nadzieję, że nie odpuści i będzie pracował ciężej niż kiedykolwiek. To fatalna kontuzja. Coś co może zatrzymać Twoją karierę i już nigdy nie puścić, ale kto jeśli nie on?

Walcz Boogie.