New Orleans Pelicans mieli świetną okazję na pierwsze zwycięstwo z Orlando Magic, ale Pelikany po pierwszej bardzo słabej kwarcie ulegli Magikom mimo, że w ostatniej części spotkania blisko było do całkowitego zmniejszenia strat. Trudniejsze zadanie czekało Pellies dzisiaj, z Atlantą Hawks. Jastrzębie będące w zwycięskiej serii przyjechały do Nowego Orleanu pół roku po tym jak utracili swoją 19-meczową serię wygranych i nie chcieli powtórzyć tego samego błędu.
To Pelicans jednak weszli w mecz lepiej niż Hawks i przez pierwsze kilkanaście minut kontrolowali wynik. Nie trzeba było jednak długo czekać, aby ukazały się poważne braki defensywny gospodarzy, które z łatwością wykorzystali przyjezdni, mający jedną z lepiej skonstruowanych systemów ofensywnych opierających się na sporym ruchu piłką, z czym nie mogli sobie poradzić Pels. W rytm rzutowy wszedł Kyle Korver, który niepilnowany trafiał z dystansu i wyprowadził swój zespół na pierwsze prowadzenie.
Strata do Hawks zaczęła konsekwentnie rosnąć, aż znalazła się na poziomie prawie 20 punktów. Wszystko zapowiadało się na to, iż kolejna czwarta kwarta w wykonaniu Pelicans będzie opierać się na spuszczonej głowie i pogodzeniem się z porażką. Nie tym razem. Anthony Davis wybudził się z letniego snu i wreszcie wyglądał jak Anthony Davis.
22-latek przejął w pewnym momencie mecz i trafił 6 rzutów z rzędu. Wymuszał faule, wykorzystywał szansę na linii rzutów wolnych, a wszystko przypieczętował w swoim runie rzutem za trzy, który podkreślił grubą czarną kreską, że ten mecz jeszcze się nie skończył, Gdy Hawks zaczęli skrzydłowego podwajać i potrajać, ten zaczął rozdawać bardzo starannie piłkę na obwód, gdzie wróciła wreszcie skuteczność.
Pelicans nie udało się jednak nadrobić tak ogromnej straty, mimo, że w ostatnich minutach mieliśmy już na tablicy remis. Zmęczeni pogonią gospodarze nie byli w stanie przy dobrej ofensywie zatrzymać w obronie Hawks, którzy za wszelką cenę chcieli dowieźć to zwycięstwo do końca.
Na porażkę – poza fatalną pierwszą połową – w moim odczuciu złożyły się jednak dwie inne kwestie:
Sędziowie – poziom sędziowania tego spotkania był katastrofalny. Eric Gordon w dwóch akcjach z rzędu przy wjeździe pod kosz dostał ręką po ramieniu, a następnie w głowę. Zawodnik po wielu protestach nie usłyszał w tym meczu chyba żadnego gwizdka na jego korzyść. Wielokrotnie faulowany był również Anthony Davis. To co jednak rozwścieczyło najbardziej fanów zgromadzony w Smoothie King Center i Alvina Gentry’ego, który w furii dostał też faul techniczny – w jednej z ostatnich, kluczowych momentach spotkania gdy Pelicans mieli ogromną szansę zejść z wyniku i wyjść na prowadzenie, Jeff Teague postanowił wjechać pod kosz – został przy tym bez wątpienia faulowany, lecz piłka wyrzucona uderzyła w kamerę znajdującą się poza tablicą. Arbitrzy spotkania mając możliwość sprawdzenia sytuacji (było mniej niż 2 minuty do końca) przyznali Jastrzębiom łatwe 2 punkty z linii wolnych. Następnie punkty po faulach technicznych i mieliśmy praktycznie po zawodach.
Alvin Gentry – przede wszystkim nie rozumiem jak działają ograniczenia minut Jrue Holidaya. Rozgrywający jednego dnia gra ustalone 20 minut, następnego 28, a dzisiaj w pierwszej połowie zagrał zaledwie 5, aby później skończyć z 23. To co jednak najbardziej leży mi na sercu to trzymanie Isha Smitha na parkiecie w ostatnich minutach. Ten człowiek był kompletnie niepotrzebny, a jedyne co robił to przeszkadzał i niszczył jakże cenny spacing Pelicans. Hawks w pewnym momencie postanowili zupełnie nie bronić rozgrywającego i pozwalać mu oddawać łatwe rzuty, których i tak nie trafia. Trzymając Smitha na parkiecie i pozwalając Atlancie zostawić go osamotnionego skazał Anthony’ego Davisa na ciągłe podwojenia, nawet gdy ten był bez piłki. Trochę przez to Davis w ostatnich kilkudziesięciu sekundach nie doszedł nawet do sytuacji rzutowej.
Hawks wygrali 121 – 115. Anthony Davis mimo, że nie zagrał fenomenalnego spotkania, a jego prawdziwe oblicze oglądaliśmy w przebłyskach w drugiej połowie to zakończył ten mecz z wyrównanym career-high z ubiegłego sezonu – 43 „oczkami”. Dorzucił do tego 10 zbiórek, 3 asysty, 3 bloki i 4 przechwytów. 22 punkty dorzucił też Eric Gordon.
Dla Atlanty najlepiej punktowali Kyle Korver i Paul Millsap, którzy zapisali przy swoim nazwisku po 22 punkty.
Kolejny mecz Pelicans to back-to-back z Dallas Mavericks.