Lonzo Ball i Zion Williamson mają ze sobą wiele wspólnego, jeśli chodzi swój debiutancki sezon i jedno słowo, które znają na pewno bardzo dobrze to hype. Przeolbrzymi hype. Gdy Los Angeles Lakers wybierali Lonzo Balla, był on opisywany jak nowy Jason Kidd czy też nowy Magic Johnson. Jego pierwsze mecze na Lidze Letniej w Las Vegas odbywały się przy niesamowitym tłumie, przy potężnym dopingu. Po wygraniu Summer League i otrzymaniu statuetki MVP, nic dziwnego, że hype utrzymał się aż do samego startu sezonu.
Lonzo pokazał wszystko co w nim najlepsze w swoim debiutanckim sezonie, dając się poznać większej publiczności jako bardzo wszechstronny rozgrywający, który zawsze szuka najlepszego podania i stara się pomagać swoim kolegom w grze. To nowoczesny rozgrywający, który potrafi zaatakować, jest na wysokim poziomie atletycznym, a do tego nie przetrzymuje piłki i stara się ją jak najszybciej rozprowadzać po boisku. Niestety, w NBA uwypuklono jednak również jego najgorsze cechy – przede wszystkim rzut, który kulał pod każdym możliwym względem. Pod koszem, z dystansu, na linii rzutów wolnych. Jego procent skuteczności był dramatyczny.CZYTAJ WIĘCEJ