Lonzo Ball i Zion Williamson mają ze sobą wiele wspólnego, jeśli chodzi swój debiutancki sezon i jedno słowo, które znają na pewno bardzo dobrze to hype. Przeolbrzymi hype. Gdy Los Angeles Lakers wybierali Lonzo Balla, był on opisywany jak nowy Jason Kidd czy też nowy Magic Johnson. Jego pierwsze mecze na Lidze Letniej w Las Vegas odbywały się przy niesamowitym tłumie, przy potężnym dopingu. Po wygraniu Summer League i otrzymaniu statuetki MVP, nic dziwnego, że hype utrzymał się aż do samego startu sezonu.
Lonzo pokazał wszystko co w nim najlepsze w swoim debiutanckim sezonie, dając się poznać większej publiczności jako bardzo wszechstronny rozgrywający, który zawsze szuka najlepszego podania i stara się pomagać swoim kolegom w grze. To nowoczesny rozgrywający, który potrafi zaatakować, jest na wysokim poziomie atletycznym, a do tego nie przetrzymuje piłki i stara się ją jak najszybciej rozprowadzać po boisku. Niestety, w NBA uwypuklono jednak również jego najgorsze cechy – przede wszystkim rzut, który kulał pod każdym możliwym względem. Pod koszem, z dystansu, na linii rzutów wolnych. Jego procent skuteczności był dramatyczny.
Wszyscy jednak zrzucali winę na po prostu debiutancki rok i widzieli dla niego dużą przyszłość, już w drugim roku licząc na poprawę jego gry. Niestety, całej młodzieży Lakers (w tym Ingram, Hart) odebrano możliwość spokojnego rozwoju w dobrych warunkach. Poza niekompetentnej organizacji jaką stali się Lakersi, do ich zespołu dołączył LeBron James co liczyło się z jeszcze większym… hype’m. I obowiązkiem wygrywania. Wygrywania tu i teraz. Na co nie byli gotowi młodzi zawodnicy Jeziorowców.
Lakers zaczęli poprzedni sezon całkiem solidnie, a ich gra wyglądała dobrze zwłaszcza gdy na parkiecie był Lonzo Ball, który poprawił się rzutowo w swoim drugim roku. Skuteczność z 36% z gry wzrosła do 41%, za trzy z 30% do 33%. Niestety, jeśli stajesz się graczem stłumionym przez wielkość LeBrona Jamesa, ciężko oczekiwać, aby statystyki 20-latka poszły w górę. I tak też nie było. Wszyscy głosili, że Lonzo nie spełnia oczekiwanych nadziei. To nie do końca prawda, gdyż gdy Ball skończył swój sezon przez problemy ze zdrowiem, równie dobrze skończyli go i wówczas Lakers. Po kontuzji Lonzo Balla, Los Angeles Lakers posypali się i było pewne, że bez niego nie dadzą rady walczyć o playoffy. Kluczowa w tym wszystkim była obrona Balla.
Ostatecznie po kompromitującym sezonie Los Angeles Lakers, część winy spadła na Lonzo Balla, Brandona Ingrama, Josha Harta czy Kyle’a Kuzmy, iż nie dali rady zapewnić odpowiedniej pomocy Królowi Jamesowi.
Młodzi zawodnicy Lakers zostali po prostu w takiej sytuacji skrzywdzeni, zwłaszcza, że musieli sobie radzić od połowy stycznia z ciągłymi rozmowami transferowymi. I tutaj pojawia się Lonzo Ball, który pierwszy raz od momentu wymiany zaczyna wypowiadać się o swojej przyszłości w Nowym Orleanie. O przyszłości, którą jest bardzo podekscytowany.
W rozmowie z ESPN, Lonzo Ball opisał swoje pierwsze wrażenia o wymianie Lakers-Pelicans:
„Szczerze mówiąc, to byłem podekscytowany. W zasadzie to już się domyślałem, że w końcu i tak ktoś z nas zostanie wymieniony. Wiedziałem, że Anthony Davis chce tutaj przyjść i to bardzo. Za każdym razem, gdy możesz pozyskać takiego gościa, to po prostu musisz zrobić co musisz zrobić. Więc w jakimś sensie byłem na to wszystko przygotowany i szczerze mówiąc, to byłem podekscytowany tym faktem, zwłaszcza, że odchodzę dwoma kumplami, wokół których czuję się bardzo komfortowo.
Mówię ludziom, że gdyby to był mój debiutancki sezon to prawdopodobnie byłbym smutny. Jestem z Los Angeles, mam całą rodzinę tutaj i zawsze chciałem tutaj grać. Ale będąc dwa lata w lidze wiesz już, że to biznes. Tak długo jak możesz robić to co kochasz, grać w koszykówkę, to jest to zbawienie. Jestem podekscytowany i chciałbym już zaczynać.
Wiadomo, kontuzje nieco spieprzyły te ostatnie miesiące – mówił Lonzo o swojej grze dla Lakers – Ale trzeba iść dalej. Jestem w lidze tylko dwa lata i bardzo cieszę się, że trzeci rok będzie w Nowym Orleanie, zaliczyć nowy start i pokazać wszystkim na co mnie stać.
Wiem, że w Nowym Orleanie są podekscytowani, że będę tam grać. I ja też jestem tym podekscytowany. Przejście do nowego zespołu, nowej sytuacji, nowych trenerów, nowego… wszystkiego. To odświeżenie, powrót do gry w koszykówkę w sposób jaki wiem, że jestem zdolny.”
Lonzo Ball pojawił się również na nagrodach ESPYs, gdzie jedną ze statuetek dla najlepszego sportowca na poziomie uczelnianym zgarnął Zion Williamson. Zo poproszony o jakikolwiek komentarz o Zionie uśmiechnął się i stwierdził prosto i trafnie „To freak”.
Kibice Pelicans z pewnością nie potrafią doczekać się lobów Lonzo Balla to Ziona Williamsona, ale to co może być w tym roku najbardziej efektowne w połączeniu z Lonzo to jego obrona z Jrue Holidayem, który może nakierować młodego 21-latka i wprowadzić go na odpowiednią ścieżkę w swoim nowym rozdziale w karierze.