15 kwietnia, 2013 rok. Emeka Okafor jeszcze nie wie, że to dla niego ostatni mecz NBA przed wieloletnią przerwą od grania. 30-latek wyszedł wówczas w koszulce Washington Wizards, którzy przegrali na Brooklynie. To data od której zacznie się historia gracza, który ciężką pracą będzie starał się wrócić do swojej miłości – koszykówki.
Okafor przez ponad 4 lata walczył z przepukliną dysku w szyi, która okazał się na tyle groźna, że gracz musiał natychmiast zawiesić swoją karierę. W pewnym momencie wszyscy myśleli, że to już koniec, nadszedł czas, aby się pożegnać i zacząć nowy rozdział w swoim życiu. Emeka jednak nigdy się nie poddał.
„Kiedy doznałem tej kontuzji, moim pierwszym celem był od razu powrót. To mnie nie przybiło, nie było nawet przez chwilę momentu gdy powiedziałem sobie „Hej, to koniec”. I wiem, że to trwało cztery lata, ale przez cały ten czas przechodziłem przez okres, gdzie wciąż sobie powtarzałem „muszę wrócić”, „muszę wrócić”, „muszę!” – mówi Okafor.
35-latek po przejściach nie widział nic złego w walczeniu o swoją karierę poprzez G-League, gdzie znajdziemy głównie młodych graczy, którzy dopiero stoją przed pierwszą szansą na grę w NBA. Emeka Okafor z 9-letnim stażem, Rookie of the Year z 2005 roku postanowił podpisać kontrakt z Delaware 87ers. Dla wielu, było to duże zdziwienie.
„To dziwne zobaczyć kogoś takiego tutaj, bo wiem, że był poza grą przez ponad cztery lata. Nie miałem pojęcia, że walczy o powrót. Myślałem, że zakończył karierę. To było szalone zobaczyć go na campie z 76ers, a teraz gramy wspólnie w G-League.” – komentował James McAdoo, 2-krotny Mistrz NBA z Warriors, który walczy o powrót do NBA.
To z pewnością ciężkie dla gościa, który swoje zrobił i swoje też zarobił. Wymaga to ogromnej ambicji, ale też pokory i po prostu miłości do tego, co chce się robić. Emeka nie miał z tym problemu – w G-League robił swoje, harował na treningach i dawał z siebie wszystko podczas spotkań.
Wystąpił w 26 meczach i spędzał na parkiecie blisko 20 minut, podczas których zapisywał przy swoim nazwisku średnio 6.8 punktu i 8 zbiórek.
W G-League nie są to imponujące liczby. Znajdziemy wielu graczy, którzy kręcą bardzo efektowne cyferki, ale nie mogą pochwalić się takim szacunkiem i etyką pracy, jak Mek.
„Jest świetnie. To bardzo ciekawe doświadczenie. Spędzam fajnie czas. Chciałem wrócić od dłuższego czasu. To potrwało jednak sporo czasu i zrozumiałe, że drużyny chciały sprawdzić czy wciąż to potrafię robić i czy chcę to robić. Z mojej strony – nie było żadnych wątpliwości.”– mówił Emeka podczas pobytu w 87ers.
Dla wielu zawodników po kontuzji Emeka Okafor może być idealnym wzorem. Cały ten czas wykorzystał perfekcyjnie – trenował, przesiadywał godzinami na siłowni, odwiedzał regularnie pływalnię, a nawet zaczął uczęszczać na zajęcia z yogi. Jego ciało wróciło do 100% formy i było gotowe na NBA.
„Szczerze mówiąc, to byłem w szoku. Odwalił kawał dobrej roboty, kiedy nie grał, aby pozostać w formie. Jego ciało jest świetne, jego kondycja też jest świetna. I kiedy widzisz go grając w koszykówkę, to ciężko nie przecierać oczu. Nie spodziewałem się, że będzie taki dobry po czterech czy nawet pięciu latach przerwy.” – head coach 87ers, Eugene Burroughs.
Mijały jednak tygodnie, a nawet miesiące, a 35-letni Emeka Okafor wciąż pozostawał na poziomie G-League. Dzwonek pozostawał cichy.
„To wciąż zabawa. Cieszę się każdą jedną minutą, kiedy jestem na parkiecie. To prawdziwe szczęście. Ale każdy jest właśnie po to: aby zostać powołany do NBA. I ja jestem pozytywnie nastawiony, że się uda. Zobaczymy.”
Dzwoni
New Orleans Pelicans
Emeka Okafor wrócił do NBA. Dostał telefon z Nowego Orleanu i jeszcze tego samego dnia spakował swoje rzeczy i wyleciał na najbliższy mecz zespołu. Pelicans przegrali z Timberwolves, ale dla 35-latka, który nawet nie powąchał parkietu było to coś dużego. Wiedział, że jest blisko. Podpisał 10-dniowy kontrakt, który był dla niego być albo nie być. Ostatnia szansa. Ostatni droga ku wyznaczonemu celowi.
Swój debiut w sezonie 2017-18 dostał w meczu z Utah Jazz – zagrał 8 bardzo solidnych minut. Dzięki temu już 4 dni później zagrał aż 20 minut, podczas których zanotował 4 punkty, 8 zbiórek i aż 4 bloki.
Prawdziwie wzruszający moment pojawił się jednak, kiedy Alvin Gentry przed meczem z Detroit Pistons wszedł do szatni i podał wyjściową piątkę. Wśród niej pojawiło się nazwisko Okafora. Emeka wykorzystał swoją szansę – zdobył 8 punktów i 7 zbiórek, a zespół z Nowego Orleanu wygrał spotkanie.
35-latek wprowadził do Pelicans sporo dobrego. Twarda gra na tablicach, świetnie stawiane zasłony i pełne zaangażowanie, którego w tym zespole momentami brakowało. Okafor idealnie wypełnił lukę po kontuzjowanym DeMarcusie Cousinsie i ponownie skradł serca kibiców z Luizjany. Kogoś takiego, jak Mek, po prostu ciężko nie lubić. To gość, który wszystko sobie wywalczył i wypracował.
Nawet jeśli nie będzie w stanie sportowo dać już tego, co potrafił robić przed kontuzją – to wciąż pozostaje jedna cecha, która w dzisiejszych czasach jest bardzo niedoceniona i jest nią profesjonalizm i miłość do zawodu. Wielu zawodników w NBA to ludzie zarabiający pieniądze, trafiający kosze i wracający do domu. Emeka daje Pelicans więcej – to wzór do naśladowania, z czego z pewnością skorzysta m.in. Anthony Davis, który podczas swojej kariery w NBA nie miał zbyt wielu weteranów po przejściach. Każda minuta z kimś takim to cenne doświadczenie.
Okafor wyszedł kolejny raz w pierwszej piątce meczu NBA przeciwko Los Angeles Lakers. Podpisał wówczas drugi 10-dniowy kontrakt i wiele na to wskazuje, że Dell Demps może zdecydować się pozostawić zawodnika w zespole na dłużej.
I nic nie wskazuje na to, że mogłaby to być zła decyzja.
Niech ta piękna historia o miłości trwa jak najdłużej. Powodzenia Mek!