Game #13: AD&DC dominują, Clippers bez większych szans

Przed New Orleans Pelicans pojawiła się ogromna szansa zwycięstwa nad nieźle radzącymi sobie w tym sezonie Los Angeles Clippers. Szczególnie groźni LAC na początku, kiedy widnieli na samym szczycie Konferencji, do Nowego Orleanu przyjechali bez Patricka Beverley’a i w back-to-backu. Fantastycznie wykorzystali to gospodarze wygrywając spotkanie 103 – 111.

Pelicans na parkiecie dominowali. Już od początku przejęli pałeczkę i doprowadzili prowadzenie do końca spotkania. Clippers nie wygrali żadnej kwarty, ale mimo to utrzymywali się Pels na niebezpiecznej przewadze. Duet Davis & Cousins nie dali sobie jednak wyrwać tej wygranej i poprowadzili zespół po świetnych występach.

Największe problemy Pelicans mieli z Blake’iem Griffinem, który zanotował 26 punktów i 6 asyst. W decydujących momentach świetną robotę w defensywie na liderze Clippers wykonywał Anthony Davis, który zamknął go w końcówce. Wówczas ostatni impuls gościom dał Austin Rivers, który po fatalnym starcie trafił kilka trójek serią i mecz skończył z 19 punktami.

To na Pelicans było jednak dzisiaj za mało. DeMarcus Cousins świetnie wykorzystywał swoją przewagę pod koszem i bardzo dobrze radził sobie z jednym z lepszych obrońców na swojej pozycji – DeAndre Jordanem. Kiedy jednak w trumnie robiło się tłoczno, Cousins karcił rywali z dystansu. Miał aż 35 „oczek”, do których dorzucił 15 zbiórek i 5 asyst. Kolejny raz miał jednak 8 strat i mimo, że cały zespół miał dziś problemy w ochronie piłki to spotkań z tak ogromną ilością strat Cousinsowi przytrafiają się zbyt często. Aż 7 miał również Jrue Holiday.

Świetne wsparcie dominującemu DeMarcusowi dał też Anthony Davis – 25 punktów, 10 zbiórek i 5 asyst. Ogromną rolę odgrywał jednak głównie w obronie i hustle plays, których miał dzisiaj mnóstwo. To bardzo ważne, kiedy Twój najlepszy zawodnik na parkiecie rzuca się po piłki 50-50 i wygrywa pojedynki szybkościowe.

Pochwalić należy przede wszystkim jednak również E’Twauna Moore’a, który kolejny raz dał od siebie świetny występ. Moore gra swoje, gra solidnie i nie wychodzi poza ramy swoich umiejętności, a to wszystko na fantastycznej skuteczności. Miał 18 punktów i to wszystko z gry (9-12) i bez trafienia za trzy. Bardzo dobrą zmianę dał też Cheick Diallo, który wreszcie wyglądał jak gość, którego chcemy oglądać. Miał 9 punktów i 6 zbiórek, a co najważniejsze w 19 minut złapał tylko 2 faule co pozwoliło mu po prostu przebywać na parkiecie. Jego aktywność, a momentami wręcz młodzieńcza porywczość, często przynoszą wiele dobrego.

Z osób, które zawiodły można wymienić Jrue Holidaya, który po jednym z lepszych spotkań w karierze przeciwko Toronto Raptors – dzisiaj był niewidoczny i popełniał sporo błędów. Poza wspomnianymi 7 stratami, był mało aktywny (tylko 1-6 z gry) i skończył mecz z 6 punktami, 8 asystami i 6 zbiórkami. Od tego zawodnika wymagać zawsze będziemy więcej.

Następne spotkanie Pelicans rozegrają z Atlanta Hawks, 14. listopada. Podopieczni mają więc teraz chwilę przerwy, a istnieje też duża szansa, że być może będzie to ostatni mecz bez Rajona Rondo w składzie.

Pelicans z bilansem 7-6 zajmują na tę chwilę 7. miejsce w Konferencji Zachodniej.