Po wczorajszym spotkaniu można niewątpliwie orzec, iż Raptors mają patent na drużynę z Nowego Orleanu. W rewanżowym spotkaniu za porażkę w Kanadzie Pels nie udało się podjąć odwetu, po kolejnym festiwalu strzeleckim.
Początek spotkania szedł jednak po myśli gospodarzy. Dobry balans ofensywy z defensywą szybko wyprowadził Pelicans na prowadzenie. Szli po tym dalej za ciosem, po trafieniu Davisa na 3 minuty przed końcem prowadząc już 30-16. W końcówce jednak swoje show miał CJ Miles, niwelując straty do 5 punktów.
Druga kwarta zaczęła się od kolejnych popisów ławki Raptors. Miles trafił kolejną trójkę, po czym cztery kolejne trafienia zanotował Pascal Siakam. Niedługo po tym kolejne dwa ciosy zadali Fred VanVleet oraz raz jeszcze Siakam, sprawiając, iż jakakolwiek przerwa Pelicans przestała istnieć. Rozpoczęła się gra punkt za punkt do końca połowy, zakończona jednopunktowym prowadzeniem gości.
Od wyrównanej gry rozpoczęła się również druga połowa, lecz czym dalej w las, tym gorzej się wiodło Pels. Raptors powoli zaczynali się urywać, zupełnie dominując ostatnie minuty kwarty. Znowu ciosy zadali rezerwowi Raptors – po trójce dorzucili Miles oraz VanVleet. Pelicans nigdy się nie podnieśli po tym, a cała czwarta kwarta upłynęła na pełnej kontroli Raptors.
Dużym problemem dla Pels była trójka Raptors – goście trafili 16 z 34 prób, ale trafiali oni w kluczowych momentach takich jak końcówki pierwszej oraz trzeciej kwarty. Na przyzwoitym poziomie zagrało także trio DeRozan, Lowry oraz Valanciunas – każdy z nich dorzucił powyżej 20 punktów. Pozytywnie pokazali się Rajon Rondo – 8 asyst w 14 minut oraz Darius Miller – 13 punktów oraz 2-2 zza łuku.