Przed Pelikanami kluczowy moment w sezonie

459435596_10-w750-h480New Orleans Pelicans, Phoenix Suns oraz Oklahoma City Thunder. Na ten moment (12.01) wszystko wskazuje na to, iż to właśnie te trzy drużyny stoczą między sobą walkę o ostatnie miejsce na Zachodzie gwarantujące wejście do Playoffs. Zespół z Luizjany po ciężkim grudniu, gdy tak często przychodziło podopiecznym Monty’ego Williamsa stawać na przeciwko najlepszym drużynom w lidze, wchodzą w styczniu w kluczowy okres sezonu 2014-15.

Pelikany są na ten moment drużyną, która waha się w okolicach .500 zwycięstw i walczy z własną stabilizacją formy. Fani Pellies nie są już więcej zdziwieni, gdy jednego dnia zawodnicy ulegają słabszej drużynie Wschodu – Charlotte Hornets, aby już następnego wygrać z jedną z czołowych ekip Zachodu – Memphis Grizzlies. W samym grudniu osiągnęliśmy bilans 9-8 mając najtrudniejszy terminarz w całej lidze. To nie taki zły wynik, ale jeśli chcemy liczyć się w walce o Playoffs to rezultaty w drugiej części stycznia muszą być znacznie lepsze.

Spójrzmy na początku na sytuację w tabeli:

6. Los Angeles Clippers (25-13)
7. San Antonio Spurs (23-15)
8. Phoenix Suns (22-18)
9. New Orleans Pelicans (18-18)
10. Oklahoma City Thunder (18-19)

Trzeba sobie jasno powiedzieć, że na walkę o TOP7 nie ma już co liczyć. Clippers przeżywający mały kryzys będą utrzymywać się na bezpiecznym miejscu. Spurs wyrobili porządny bilans mając poważne problemy kadrowe, a ich wyniki powinny zacząć ulegać znacznej poprawie wraz z powrotem Tony’ego Parkera i Kawhi Leonarda.

Walka odbędzie się więc pomiędzy Suns i Thunder. Phoenix są aktualnie po serii spotkań ze słabszymi rywalami, stąd ich ostatni run i podreperowany bilans. Według basketball-reference posiadają 12. najtrudniejszy terminarz w lidze, a najcięższe starcia dopiero przed nimi – są już po tripie po wschodnim wybrzeżu, co zawsze gwarantuje kilka łatwiejszych wygranych.

Sytuacja Oklahoma City Thunder jest raczej wszystkim bardzo dobrze znana. Kontuzje Kevina Duranta i Russella Westbrooka wyłączyły ten zespół z walki o wyższe lokaty, gdzie z pewnością gdyby nie los największych gwiazd, w tej chwili by się znajdowali. Thunder przechodzą jednak mały kryzys nawet i wobec powrotu Russa i KD, ledwo wygrywając z Utah Jazz i przegrywając ze Sacramento Kings. Dodatkowo w ostatnim czasie pozyskali dzięki wymianie Diona Waitersa, którego osoba nie jest gwarancją dobrych wyników i polepszeniu się relacji w szatni, ba, często postrzegany jest jako „rak” dla drużyny. OKC posiadają według współczynniku 13. najtrudniejszy terminarz w lidze.

New Orleans Pelicans wchodzą w fazę najłatwiejszych spotkań w sezonie. Mając 11. najtrudniejszy terminarz obowiązkiem będzie wygranie wszystkich starć, poprawienie bilansu i wskoczenie do pierwszej ósemki Konferencji. Grudzień w pewnym sensie scalił zespół i stworzył go lepszym. Rywalizacje z Golden State Warriors czy San Antonio Spurs dały podopiecznym Monty’ego Williamsa dodatkowy zastrzyk energii i wskazały kierunek, w którym powinni się kierować.

Aż po sam koniec stycznia, New Orleans Pelicans powinni być w stanie wygrać każde spotkanie. Przed zespołem wylot na Wschód, gdzie spotkają się odpowiednio z Celtics, Pistons, 76ers, Raptors (bez DeRozana) i Knicks (bez Carmelo). Kolejne dwa mecze to już rywalizacja z Los Angeles Lakers na własnym parkiecie oraz w Minneapolis z Timberwolves – są to na ten moment dwie najgorsze ekipy Zachodu. Ostatnie cztery spotkania stycznia będą rozgrywane u siebie przeciwko Dallas Mavericks, Philadelphia 76ers, Denver Nuggets oraz Los Angeles Clippers. Na oko celem Pelicans powinno być zakończenie miesiąca z bilansem 9-2, ewentualnie 8-3. Takie nadrobienie stawki mogłoby być kluczowe w kwestii ewentualnego awansu do Playoffs.

 

Jeśli New Orleans Pelicans nie znajdą stabilizacji w swojej grze i nie przebrną przez teoretycznie słabsze spotkania ze zwycięską serią to osiągniecie celu, jaki postawiono sobie przed starciem kampanii 2014-15, będzie niemal niemożliwe. Monty Williams musi odnaleźć złoty środek i poprowadzić swoich zawodników do wygranych.

Trener zaczął szukać już ewentualnych zmian w pierwszej piątce, które w meczu z Memphis Grizzlies wydawały się być wreszcie trafione. Defensywnie nastawiony Dante Cunningham obok Erica Gordona, który gwarantuje dobrze ułożoną rękę i rozciąganie ofensywy to dobry duet na pierwszą piątkę. Przesunięcie Tyreke’a Evansa, który ma więcej swobody i więcej szans na bycie agresywnym pod koszem w duecie z Ryanem Andersonem wydają się być idealnym duetem rozpędzającym piątkę rezerwową. Powoli zaczyna się również krystalizować sprawa z dalszymi rezerwowymi – Jimmer Fredette, Luke Babbitt, Alexis Ajinca czy pozyskany Quincy Pondexter – od nich trzeba oczekiwać solidnego wsparcia i bycia gotowym noc w noc. Niewykluczone, że do tej trójki/czwórki dołączy również nowy rozgrywający, który będzie w stanie pomagać kolegom pod nieobecność Jrue Holidaya odpoczywającego na ławce.

Monty Williams musi również popracować nad swoimi rotacjami, które często wydają się być kroplą w morzu błędów popełnianych przez zespół podczas porażek (jeden Monty ma już z głowy – Austin Rivers). Najważniejszą rzeczą jest odpowiednie rozrzucenie minut pomiędzy będącego w gazie Evansa i Andersona oraz wracającego do formy Erica Gordona. Coach powinien też mocniej wesprzeć Anthony’ego Davisa, który w ostatnim czasie oddaje zbyt mało rzutów i jest odcinany od ofensywy co nigdy nie kończy się dobrze.

Zacznijmy zwycięską serię od dzisiejszego meczu z Boston Celtics i konsekwentnie walczmy o awans, wciąż jest nadzieja.

Let’s Geaux Pelicans!