Listopadowy Roast Pelicans

Nie pisałem o Pelicans już parę ładnych miesięcy. Myślałem, że nie zrobię już tego nigdy. Każdy kolejny mecz motywuje, a może zmusza(?), do tego, aby coś napisać. Będzie obszernie, mam nadzieję, że uda Ci się przebrnąć przez wszystkie wersy do samego końca. Jeśli miałbym określić temat tego tekstu, to powiedziałbym, że jest to subiektywne podsumowanie pierwszego miesiąca rozgrywek. Nie lubię określać sztywno tematu już przed rozpoczęciem pisania, bo końcowy rezultat różni się od tego co powiedziałem na początku – coś jak prognoza pogody.

Przestałem oglądać Pelicans stricte dla wyników od czasu Chris Paul Trade. Tamto wydarzenie obróciło małą drużyną, z okropnie małym marketem, w coś jeszcze mniejszego. Oczywiście veto Davida Sterna miało dwa oblicza. Z jednej strony wtrącił się w interesy Lakers, a z drugiej strony uchronił ówczesnych Hornets od zrobienia głupstwa. Dell Demps chciał być wtedy nauczycielem, który ukarałby swojego ucznia chłostą przy użyciu linijki, ale Stern – niczym Rzecznik Praw Dziecka – uchronił małego i biednego ucznia o nazwisku Hornets. Techniki bezstresowego wychowania nie są zawsze najlepsze. Do Nowego Orleanu przyjechali Gordon, Kaman, Aminu i Rivers (10. pick). Pierwszy jest mega przepłacony – szkoda, że Stern nie mógł tego zawetować – Kaman i Aminu już nie grają w Pelicans, a Rivers…

Stern nauczył wszystkich fanów Pelicans dwóch rzeczy – cierpliwości i pokory. Dell Demps nie wyciągnął wniosków z wyrównania oferty Suns za Gordona i zaoferował kontrakt Tyreke’owi kilka lat później. Gdzie są teraz obaj Ci panowie? Pierwszy jest kontuzjowany, a drugi jest niczym dróżnik, który opuszcza szlaban przed pociągiem ochrzczonym imieniem „Pelicans”.

Rotacje Monty’ego powinny znajdować się już w pieśniach i wierszach, ponieważ żadna nie jest tak trwała i trzeba kuć żelazo póki gorące. Rzadko widzimy Jimmera, Russa Smitha (D-League!), Patrica Younga (0 minut, zwolniony), Dariusa Millera (on jeszcze żyje? Zwolniony). Do czasu ostatnich kilku meczów, rzadko na boisku było trio Asik-Davis-Anderson. Kontuzja Gordona wymusiła poniekąd takie rozwiązanie. Ma to swoje plusy, przede wszystkim w ofensywie, ale w obronie pozycja SF jest śmiesznie łatwa dla przeciwnika do ataku. Do takiego lineupu konieczna jest dobra rotacja w obronie, a co za tym idzie komunikacja, a z tym było różnie.

***

 

Każdy problem ma wiele rozwiązań. Eric Gordon i Tyreke Evans posiadają ogromny potencjał, grają z ogromną lekkością. Obaj spotkali wiele przeszkód w trakcie swoich karier. Gordon zmarnował się przez kontuzje. ‘Reke w tym sezonie miał przebłyski, rzucał już 50% za 3, ocierał się o triple-double, rzucił 30 punktów przeciwko Thunder (15 w 4 kwarcie).  Największą jego przeszkodą jest Monty Williams…

…ale dlaczego? Pelicans grają powolną i żmudną koszykówkę. Brak kontrataków nie działa na Evansa zachęcająco. Nie jest także świetnym obrońcą, często ryzykuje pójściem po przechwyt. A cała filozofia defensywy Williamsa jest tylko defensywą w teorii. Tyreke nie jest także zawodnikiem, który dobrze czuje się w „half-court offense”. Jego domeną są pick and rolle, a także izolacje. Główną bronią jest penetracja, aczkolwiek patrząc na jego dyspozycję w tym sezonie, nie jestem tego taki pewny.

Nie można go skreślać już na początku sezonu. Na pewno znajdzie swój rytm w trakcie sezonu, byle nie było za późno.

***

 

Niektóre przymiotniki pasują bardziej do dramatów/thrillerów, niż do koszykówki, ale Eric Gordon miał tragiczny początek sezonu. Mogę śmiało powiedzieć, że reklamy leków trafiają lepiej do ludzi, niż Eric Gordon do kosza. Pokazał światełko w tunelu swoimi dyspozycjami przed kontuzją. Rzucał na wysokim procencie. A co mnie najbardziej zaskoczyło – grał naprawdę dobrą obronę. Ile to już razy wyrywał piłkę z rąk atakującego w tym sezonie?  Gdy nabawił się urazu, coś stanęło. Można zauważyć różnicę w grze Pelicans od pierwszego meczu bez Gordona. Przede wszystkim dziura  w pierwszej piątce. Jeszcze gorsze jest to, kto wypełnia tę dziurę – Luke Babbit/Austin Rivers.

Zaimponowało mi parę rzeczy w grze Gordona. Wspomniałem już o obronie, czas na ball movement. Zabijcie mnie, ale chciałbym Gordona ze zdrowiem i salary Evansa. Nie przetrzymuje piłki bezczynnie; kończy lay-upy(!); gra z głową w obronie i w ataku; po załamaniu zagrywki rezultat jest lepszy, niż w przypadku załamania gry przez Evansa.

Omer Asik, turecki gigant z dłońmi taki dziurawymi, że nie potrafi złapać piłki. Dawno nie widziałem także, aby taki „byk” dostawał tyle bloków pod samiutkim koszem i to w każdym meczu! Nie został on jednak ściągnięty, aby ofensywnie decydować o losach meczów, swoje zadanie wykonuje poprawnie – zbiera i odgania przeciwników z pola trzech sekund. Ułatwia grę Davisowi, bierze na siebie najcięższych i najsilniejszych zawodników drużyny przeciwnej.  Jest on taką kamizelką kuloodporną Pelicans.

***

 

Jeżeli miałbym napisać parę słów na temat ławki Pelicans to nie mam pojęcia, od czego zacząć.  Postawa zmienników nie kuleje, to już jest etap wózka inwalidzkiego. Idealnym przykładem może być poprzedni mecz (@ Golden State Warriors, 05-12-2014). Po świetnej pierwszej kwarcie umarł ball movement, a drużyna nie potrafiła zdobyć punktu z gry przez kilka dobrych minut.

Gdy second unit pojawia się na parkiecie umiera cała nadzieja i próżno szukać nadziei w przepowiedniach wielkich uczonych. Austin Rivers przestał mówić, ale krzyczy do Ciebie z boiska: „nie trenuj, zobacz na mnie – nie robię żadnych postępów”. Prawdopodobnie nie jest to jego wina. Nie on wybrał sobie drużynę, która robi z niego rozgrywającego na siłę.  John Salmons jest… brak słów. Defensywnie nie jest uzdolniony jak Tony Allen, ale w ofensywnie nawet Tony Allen jest lepszy.

Dell Demps szuka wzmocnień rezerwowych. Najpierw zakontraktowanie Dante Cunninghama. Dla mnie jest to dobry ruch, dobry obrońca o świetnych wymiarach, potrafi trafić z półdystansu. Stroni jednak od rzutów trzypunktowych, ale nie po to został ściągnięty. W swoim debiucie nie zagrał wielu minut, ale dostanie swoją szansę. Kolejnym ruchem było ściągniecie Gala Mekela. Kiedy piszę ten tekst to jest zawodnikiem Pelicans od jakichś 15 minut. Kryształowa kula mówi mi, że jest to pass-first rozgrywający, który na pewno nie będzie zapatrzony w zdobywanie punktów jak syn Doca Riversa.  Powiem Wam pewną plotkę – Austin Rivers stara się rozgrywać, ale jaja, nieprawdaż?

Ja widzę możliwość wymiany tylko przy wykorzystaniu Ryana Andersona. Potrafi zagrać mecz na poziomie 20-30 punktów, ale oddaje te punkty niemal natychmiastowo w obronie. Jego ulubionym zagraniem jest cegła z czystej pozycji za 3, ewentualnie fadeaway z obrotem wokół prawego barku (zawsze) niezależnie od tego, kto go broni. Świetnie wymusza „mismatche”, ale nie potrafi wykorzystać przewagi wzrostu, zawsze wybiera fadeaway. Być może jest to wina trenera, że ustawia Andersona w takiej pozycji na boisku. Idąc tym tropem, zrzucić mogę wszystko na trenera…

***

 

Koszykówka na pewno posiada swoich bogów. Jak w Egipcie mieli swojego boga Słońce; w starożytnym Rzymie jednym z nich był Zeus; tak w koszykówce – Draft posiada pewne miejsce na Olimpie NBA.  Jednym z wysłanników tego boga jest Anthony Davis, który wylądował w Nowym Orleanie. Pelicans dostali potężny skarb. Niczym Peter Parker, który posiadł moc pająka; czy Frodo i pierścień (z tą różnicą, że nie chcemy go zniszczyć).

/* Mogę napisać kolejne milion słów na temat Anthonego Davisa. Jest to butelka bez dna. Zostało już wiele o nim powiedziane, wszyscy są zachwyceni. Każdy ogromny talent niesie ze sobą pewną rzeszę tzw. hejterów.  Jeśli chodzi o Davisa to nie spotkałem żadnych. Może znajdzie się chętny na miano Skipa Baylessa dla Davisa? */

Pelicans mają pewne wady w swojej grze. Wiele zarzutów jest kierowanych do Jrue Holidaya i Tyreke’a Evansa, że unikają gry na Davisa; unikają podań do niego, skupieni są na grze „Hero Ball”. David Wesley powiedział jednak święte słowa. Anthony Davis nie jest zawodnikiem, który woła o piłkę, wymusza grę w post czy prosi o zagrywki na siebie. Drużyny NBA zobaczyły już jakim zawodnikiem potrafi być nieodpowiednio broniony Davis, dlatego jest podwajany. W takim wypadku trudniej oddać mu piłkę.

Co nie oznacza, że niektórzy po prostu uwielbiają „Hero Ball”. Jrue Holiday nie czuje się mocnym w czwartych kwartach, rzuca w nich na śmiesznie małym procencie, forsuje rzuty i nie podaje do Davisa nawet, gdy ten jest niekryty. Holidaya można krytykować za wiele rzeczy – pasywność, brak zdecydowania – ale zasługuje na pochwałę przez obcięcie ilości popełnianych strat, a przede wszystkich za świetną obronę. Kryjąc pozycję rozgrywającego ma dwa razy więcej pracy w trakcie meczu, niż reszta. A udało mu się już zatrzymać Russela Westbrooka. Ciągle czekam na ofensywnie dawnego Jrue.

Jeżeli miałbym podsumować krótko pierwszy miesiąc sezonu w wykonaniu Pelicans to powiedziałbym, że przypomina mi krzyżówkę. Było parę pewnych wygranych, ale czasami miałem wrażenie, że nie wiem, co się dzieje na boisku; parę rzeczy zaskoczyło, ale do odkrycia hasła jest jeszcze daleko.  Na chwile obecną jestem pewny, że Pelicans nie są drużyną na play-offy w Zachodniej Konferencji. Nie z takim składem/nie z takim trenerem (niepotrzebne skreślić). Jako, że w tym okresie było Święto Dziękczynienia to muszę zaznaczyć, że jestem wdzięczny Pelicans za parę rzeczy. Za to, że mam, kogo oglądać w NBA; za to, że mamy Anthonego Davisa; za to, że w końcu zdecydowałem się cokolwiek napisać.  Take Flight!

 

*Jeżeli przeczytałeś całe – You are the real MVP!