Pelicans bronią swój dom przed Kawalerzystami

Takie mecze można oglądać codziennie, prawda? New Orleans Pelicans po bardzo dobrym meczu w Dallas, które ostatecznie przegrali z Mavericks, przyjmowali u siebie w hali pretendentów do mistrzowskiego pucharu – Cleveland Cavaliers. Winno-Złoci po porażce w Oklahoma City, gdzie w meczu nie zagrał LeBron James, już w Nowym Orleanie wyszli w pełnym składzie i chyba nikt nie żałował po tym jakie widowisko mogliśmy oglądać.

Mecz zaczął się na piekielnie szybkim tempie. Świetnie grał LeBron James, ale dorównywał mu na każdym kroku Anthony Davis, który zdobył 8 punktów w 6 minut trafiając wszystkie 4 rzuty (w tym 2+1, 0-2 ft). Niestety, fanom Pelicans serca w pewnym momencie zamarły – AD złapał się za klatkę piersiową i z bólem na twarzy zszedł do szatni, z której już do końca spotkania nie wyszedł. Okazało się, że doszło do wstrząśnienia klatki, ale badania nie wykazały żadnych złamań. AD z powodu bólu i problemów z oddychaniem musiał jednak odpuścić rywalizację.

New Orleans Pelicans musieli bez swojego lidera zareagować bardzo agresywnie i wyjść na parkiet z podwojoną koncentracją. Po pierwszej kwarcie zakończonej wynikiem 33-33 (season-high 19 punktów Króla) Pelikany przejęły widowisko w drugiej odsłonie. Fantastycznie zagrała ławka, gdzie od siebie w kilka minut trochę dodał Jimmer Fredette, trafiać zaczął wreszcie zza łuku Ryan Anderson (4-5 do przerwy), a wszystkiego w pomalowanym bronił Omer Asik. Wszystko zakończyło się wyśmienitą akcją w transition, gdzie Asik broniąc akcji i zbierając piłkę wyprowadził świetne podanie w kontrze do Austina Riversa, który urwał się LeBronowi i zakończył akcję z góry mając najlepszego zawodnika na globie za sobą.

Trzecia kwarta to już niemal indywidualny popis Tyreke’a Evansa, który był najlepszym zawodnikiem Pelicans w dzisiejszym spotkaniu. Reke wykorzystywał swoje umiejętności w przedostawaniu się pod kosz i kończył – wow – niemal wszystko na świetnej skuteczności. Nie było dla niego żadnych problemów aby wyminąć pierwszym krokiem Irvinga czy Dellavedovę, a później kończyć akcję przy obręczy mając przy sobie Jamesa. Evans zdobył 12 punktów w trzeciej kwarcie, ale zanotował też kilka wybitnych kluczowych podań uruchamiając czy to Omera czy Ryana na łuku.

Jedyne problemy Pelikany miały z LeBronem Jamesem, który w pewnym momencie wpadł w god-mode i nie było możliwości zatrzymania go. Jedyną możliwością było odcięcie go od obręczy i wymuszanie na nim rzutów na półdystansie czy dystansie. Luke Babbitt spisywał się tutaj bardzo dobrze, ale nie było możliwości aby potrafił zablokować rzuty LBJ’a, który trafiał raz po raz i utrzymywał swój zespół wciąż w grze. Zdobył pod koniec trzeciej kwarty 9 punktów z rzędu dla Cavs.

Czwarta kwarta nie różniła się niczym innym od innych. Świetne tempo, wysoki poziom gry po obu stronach boiska, ale zmiana lidera w Pelicans. Grę zaczął prowadzić Ryan Anderson, który prawdopodobnie zakreśla sobie grubo kolorowym mazakiem mecze z Cleveland Cavaliers. Ryno trafił trzy trójki z rzędu, nie z czystych pozycji, ale po stepbackach, na Irvingu czy Thompsonie. David Blatt z LeBronem Jamesem na ławce mogli w pewnym momencie jedynie bluzgać pod nosem, gdyż tego nie dało się wybronić.

W pewnym momencie doszło jednak do małego kryzysu, gdy Tyreke Evans zszedł z parkietu. Sytuację ratował momentami w ostatnich sekundach akcji rzutami Jrue Holiday, ale przyjezdni ze stanu Ohio zaczęli stopniowo niwelować straty. Z zimowego snu obudził się Kyrie Irving (wcześniej fatalne 0-9) i zaczął trafiać po indywidualnych akcjach, trójki z rogu trafiał Joe Harris, a contestowane rzuty zza łuku trafiał też role-player w postaci Jamesa Jonesa. Kawalerzyści z blisko 20 punktów straty zeszli już na 4 minuty przed końcem do 7 „oczek”.

Monty Williams zareagował wprowadzeniem Tyreke’a Evansa, który szybko zaczął znów punktować mając przy kryciu LeBrona Jamesa. Ofensywa na minutę przed końcem znów się załamała i koszykarze Davida Blatta konsekwentnie chcieli odrabiać straty, które zmniejszyły się do 5 punktów. Na minutę przed końcem i z piłką w rękach kluczowe było trafienie i uspokojenie rywalizacji. Cavs kryli bardzo agresywnie liderów Pelicans – piłki wyprowadzić nie mógł Reke czy później Jrue, który ratował się podaniem do niepilnowanego Luke’a Babbitta… Trzy! 8 punktów przewagi, Cavs pokonani. Do zakończenia zostało jeszcze kilkadziesiąt sekund, ale na linii skuteczni byli jeszcze Tyreke i Jrue i rywalizacja zakończyła się ostatecznie wynikiem 119 – 114.

Pelicans zagrali naprawdę fantastyczne spotkanie. Wreszcie wszystko wyglądało jak wyglądać powinno, piłka pływała pomiędzy zawodnikami, którzy bawili się grając w koszykówkę. Gra zespołowa i fantastyczna skuteczność, a do tego wszystkiego bardzo dobre momenty w grze defensywnej, gdzie Irving czy Love zostali kompletnie wybijani z rytmu i pudłowali rzuty. Jedyne do czego można się przyczepić to rozluźnienie w końcówce spotkania, co mogło zakończyć się tragicznie.

LeBron James zdobył 41 punktów, 5 zbiórek i 5 asyst, ale na takie spotkania grając z takim zawodnikiem trzeba się zawsze przygotować. Kevin Love miał 21 „oczek”, Kyrie Irving 17.

Dla Pelikanów najlepiej zagrał Tyreke – 31 punktów, 10 asyst. Ryan Anderson grając z ławki, ale zastępując w pierwszej piątce Anthony’ego Davisa zapisał na swoim koncie okrągłe 30 „oczek”, trafiając 8 rzutów za trzy i wyrównując swoje career-high. Ostatni raz kiedy Ryno trafił 8 „trójek” był w Cleveland tego roku w listopadzie. Solidnie zagrał Jrue – 16 punktów, 8 asyst. Swoje od kilku spotkań robi świetny Omer Asik, który robi małe-wielkie rzeczy, dzisiaj – 9 punktów, 14 zbiórek. Austin Rivers jako rezerwowy dorzucił od siebie 11 punktów.

 

Następne spotkanie New Orleans Pelicans zagrają już w niedzielę przeciwko najlepszej drużynie w lidze – Golden State Warriors.