Zapowiedź 2018-19: Darius Miller

Kiedy pierwszy raz przychodził do Nowego Orleanu, wielu wiązało z nimi spore nadzieje, iż może stać się solidnym wyrobnikiem z ławki. Zresztą właśnie taką rolę pełnił wcześniej na Uniwersytecie Kentucky. Okazało się jednak wówczas, że liga NBA to za wysokie progi – teraz wrócił i udowodnił, że jego miejsce jest w najlepszej lidze świata.

POPRZEDNI SEZON

Średnie: 7.8 pkt, 2.0 zb, 1.4 ast, 41 3pt%

Darius Miller to kolejna perełka, którą Dell Demps w swojej karierze jako GM potrafił sciągnąć do zespołu z Europy. Miller nie cieszył się większym zainteresowaniem pośród zespołów NBA, ale Demps postanowił mu dać szansę gry w Pelicans. Początkowo miał się bić o skład, a kiedy kontuzji doznał Solomon Hill, okazało się, że dla Dariusa Millera będzie dostępnych sporo minut, których nie dał rady jednak wykorzystać od pierwszych dni sezonu 2017-18.

Pierwsze spotkania Millera to walka ze skutecznością. Zawodnik musiał przestawić się do tempa gry i znaleźć pewność siebie, której mu zdecydowanie brakowało. Przełamanie nastąpiło w listopadzie, kiedy wreszcie zaczął trafiać, a jego gra rozwijała się ze spotkania na spotkanie. W meczu z Atlantą Hawks rzucił nawet 21 punktów, trafiając 5 trójek. Od tego momentu już na stałe przebił się do rotacji Alvina Gentry’ego, gdzie pełnił sporą i ważną rolę. Jeśli Pelicans potrzebowali strzelca i punktów z dystansu – ekipa liczyła właśnie na Dariusa Millera.

W drugiej części sezonu zdarzało się nawet, iż Miller zgarniał minuty godne startera, ale już do końca rozgrywek pełni rolę asa z ławki, który wchodzi i karci rywali. Jak na siebie, miał dość ciche playoffy i brakowało nieco jego aktywności w starciu z Portland Trail Blazers, a następnie z Golden State Warriors. Cichym bohaterem i stealem lata 2017 był jednak zdecydowanie Darius Miller, który miał być graczem z końca ławki, a okazał się być jej jokerem.

PRZEWIDYWANIA

Nie ulega wątpliwości, że Pelicans mają odwieczny problem z wypełnieniem pozycji niskiego skrzydłowego. Od czasów Trevora Arizy, Pellies nie potrafią znaleźć godnego następcy. Al-Farouq Aminu, Dante Cunningham, Alonzo Gee, a w końcu przepłacony Solomon Hill – to nie są graczy tej klasy, aby można było spać spokojnie.

W pierwszej piątce wciąż jest dziura, a po ruchach transferowych widać, że Pelicans starają się ją choć w najmniejszym stopniu wypełnić. Stąd kontrakty dla takich graczy jak Troy Williams czy Kenrich Williams. Dzięki temu Darius Miller ma jednak wciąż sporą szansę, aby regularnie zgarniać 25-30 minut na mecz. W tym sezonie nie będzie jednak to aż takie łatwe, w związku z powrotem do gry Solomona. Według doniesień z przygotowań, Solo wygląda na gracza w formie, co może spowodować, że w tym roku Dariusa będziemy oglądać na boisku nieco mniej – zwłaszcza ze względu na jego postawę w obronie, która pozostawia sporo do życzenia.

I to właśnie przez swoją defensywę Miller może stracić nieco na swojej roli w Pelicans. Za wolny na „trójkę”, za mały na „czwórkę”. Przy stylu Alvina Gentry’ego, wiele wskazuje, iż Pelikany będą grać z trzema guardami w piątce, co zostawia już jedynie minuty z ławki dla skrzydłowych – ze względu na matchup, będzie to Solomon Hill lub właśnie Darius Miller.

CEL

Darius Miller pewnie żałuje z biegiem czasu, że jego kontrakt był aż 2-letni. Po takim sezonie z pewnością dostałby większą ofertę i teraz za duże pieniądze mógłby grać w innym klubie. Teraz przed Millerem ostatni sezon w swoim kontrakcie i duża misja, aby potwierdzić swoją wartość, a kto wie, być może pokazać się z jeszcze lepszej strony. NBA wie już, że Darius rzucać potrafi, czas pokazać, że nie jest się jednowymiarowym zadaniowcem.